Noworoczne rozkminy przy minus piętnastu stopniach

 Nie wiem jak u Was, ale mnie takie horrendalne temperatury motywują do wyjścia z domu :D Korzystając więc z uroków tegorocznej zimy postanowiłam przetestować Pana Sylwestra (tak, dostał nowe imię :D) w warunkach ekstremalnych. Przedtem oczywiście przeczytałam pierdyliard poradników o pielęgnacji sprzętu foto zimą, ograniczyłam się tylko do mojego kochanego naleśnika aka 40 mm i ruszyłam na podbój okolicy :D Pierwsze wrażenie - wow, zdjęcia igła, cudowny bokeh, nareszcie nie trzeba odchodzić od psa na pięć kilometrów żeby uzyskać znośne i estetycznie wyglądające rozmycie (Pan Nikon był baaaardzo przeciwny bokeszkom i długo go namawiałam do tego aby zmienił swoją politykę), no ogólnie mówiąc bajka, same ochy i achy. Postanowiłam iść na całość, cały spacer zrobić w RAWach (jak dotąd robiłam tylko w JPEGach ze względu na to, że dopiero oswajałam się z puszką i klawiszologią) z myślą, że wszystko będzie okej. Kiedy przeglądałam zdjęcia na spacerze miałam wrażenie, że złapałam Pana Boga za nogi - efekty były na prawdę świetne, nawet bez obróbki. I mówię to ja - osoba, której jak dotąd swoje prace nie podobały się ani trochę (oczywiście bez małych wyjątków ^^) :D Czym prędzej zgrałam zdjęcia na komputer i odpaliłam Lightrooma. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że są one... czarne. Czarniutkie. Może nie dosłownie, ale Puszek pięknie zlewał się z czernią śniegu. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie? Po przestudiowaniu kolejnego pierdyliarda poradników, tym razem o obróbce RAWów trochę się uspokoiłam, zaparzyłam nowy kubek świeżej kawy, włączyłam ulubioną piosenkę i usiadłam spokojnie przed monitorem i zaczęłam działać. A efekty? Cóż, powiem krótko, miałam łzy w oczach ;) Uwierzcie mi, po trzech latach batalii z aparatem, który żył własnym życiem i był głuchy na moje modły i błagania można od czasu do czasu sobie popłakać nad swoimi zdjęciami :) Mam oczywiście pełną świadomość, że te zdjęcia nie są najwyższych lotów i przypominają raczej test aparatu bądź obiektywu (co swoją drogą miało tak wyglądać), ale potrzebowałam zapoznania się ze sprzętem w terenie, pierwszej obróbki RAWów (przy której wypiłam hektolitry kawy i obgryzłam wszystkie paznokcie :D) i ogólnego poznania z czym to się je (i jak!). Na lepsze efekty naszej pracy poczekamy hmm... do kwietnia? ;) Do tego czasu chyba zdążymy się z Sylwestrem polubić :)
   Oficjalnie ogłaszam, wszem i wobec, że sezon na kilka dobrych zdjęć z jednej sesji został zakończony :P
   Sesja została oczywiście wykonana w asyście Pimpka - naszego nowego kompana weekendowych spacerków tudzież psa mojej sąsiadki :D

Pierwsze, próbne zdjęcie - oczywiście z ostrością na nosku, a jakże!


















   Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła biało-czarnych zdjęć :D




   enjoy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

XXXVI Krajowa Wystawa Psów Rasowych - Iłża 2017